Reżyser w sumie uzyskał to, czego pragnął. Nakręcił film o latach 50. w USA, ale mu chodziło także, aby ten film wyglądał tak, jak byłby w tamtych czasach zrobiony. Składa się na to świetny Technicolor z najwyższej półki, uchwycona 100%towo kolorystyka tamtych czasów. Czołówka, napisy itp. dokładnie jak z lat 50. Do tego wspaniała muzyka Bernsteina.
Cała narracja reżyserska jest prowadzona powoli, dokładnie, wręcz krok po kroku tak, że niczego nie można przeoczyć. Ktoś, kto zna i lubi kino z tamtych czasów się nie zawiedzie. Niestety to nie jest kino z lat 50.
Film powstał w 2003, a więc prawie 50 lat po czasach, o których opowiada. Taki film w latach 50. nigdy by nie powstał. Potworny rasizm, bezgraniczny brak tolerancji nigdy by nie zezwoliły na taką produkcję, a reżyser pewnie by wylądował gdzieś w pudle oskarżony o komunizm. Jeszcze dziś w roku 2015 po obejrzeniu tego filmu człowiek się czuje trochę zdołowany i stwierdza, że aż tak wiele w USA się nie zmieniło. Czarni nadal są przeganiani, tylko metody są inne, mało się o tym mówi, a jak się nie mówi to i problem gdzieś znika. Homoseksualizm w aglomeracjach miejskich jest jeszcze tolerowany, ponieważ tam łatwiej „wsiąknąć”. Jednakże na prowincji, a zwłaszcza na południu na odległość wideł lepiej nie podchodź. Może to i uproszczone stwierdzenie, ale wiele lepiej niestety nie jest.